Choć większość salonów się zamknęła, to jednak w wielu kosmetycznych głowach tli się pytanie: powinniśmy pracować, czy nie? Możemy pracować, czy nie? Sytuację dodatkowo skomplikowały wczorajsze zapowiedzi rządzących (klik) w sprawie pomocy dla firm, które dla większości z nas (delikatnie mówiąc) nie są zadowalające.
Jakiś czas pewnie wytrzymamy, ale pojawia się coraz więcej głosów ze strony właścicieli salonów, że jeśli nie pojawią się nowe propozycje pomocy, będą oni rozważać powrót do pracy. Uważam, że przynajmniej przez te 2 tygodnie warto się wstrzymać z decyzją, ale też nie mam zamiaru nikogo oceniać. Abstrahując od opinii i emocji, warto po prostu wiedzieć, na czym stoimy od strony prawnej.
Co na to wszystko nasze państwowe instytucje?
Kilka dni temu pisałam (klik) o stanowiskach Państwowych Powiatowych Inspektorów Sanitarnych w Wałbrzychu i we Wrocławiu.
Wałbrzych:
Ze względu na brak możliwości zapewnienia należytej odległości pomiędzy klientem a osobą wykonującą usługi (odstęp 2 metry), wskazane jest zaprzestanie wykonywania zabiegów.
Wrocław:
Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny we Wrocławiu nie posiada uprawnień do wydania zakazu do prowadzenia działalności i świadczenia usług w zakładach fryzjerskich i kosmetycznych.
i dalej zalecenia, typowo higieniczne, nawet bez wskazania zalecanej odległości.
Stanowiska te (jak widać powyżej) niewiele wniosły do sprawy.
Dziś zabrał głos kolejny sanepid, tym razem w Warszawie. W tym przypadku jest podobnie – nic nowego. Myślę jednak, że warto się pochylić nad tym stanowiskiem i puścić dalej w świat (udostępniaj, wysyłaj do mediów!) jego analizę, bo sprawa jest delikatnie mówiąc absurdalna.
Poniżej post zamieszczony na FB Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w m.st. Warszawie:
Odniosę się kolejno do kluczowych fragmentów:
1. Wobec braku generalnego prawnego ograniczenia działalności podmiotów branży fryzjersko-kosmetycznej decyzja o kontynuowaniu świadczenia usług jest podejmowana indywidualnie przez każdy z tych podmiotów na własną odpowiedzialność.
Ok, czyli jednak jest odpowiedzialność. Czy w związku z tym, że na stronach sanepidów co chwila są wrzucane posty z instrukcją mycia rąk (nie przeczę: mega ważne), nie można by jednak pokusić się o jakieś konkretne, oficjalne stanowisko dla salonów? Dopisek „na własną odpowiedzialność” zwykle świadczy o ryzyku. Czy to właśnie nie sanepid jest instytucją, która powinna takie ryzyko analizować i wydawać zalecenia?
2. Podmioty, które zdecydowały się kontynuować działalność, muszą się liczyć z koniecznością zastosowania drastycznych środków ograniczających ryzyko zarażenia klientów bądź personelu koronawirusem.
„Drastycznych”, czyli jakich? Dlaczego dla placówek handlowych można wydać konkretne zalecenia, a dla salonów nie? Jeśli niemożliwe jest wydanie takich zaleceń (bo taka działalność jest bardzo niebezpieczna), to dlaczego nie ma zakazu?
4. Pracownicy PSSE w m.st. Warszawie nie udzielają żadnych indywidualnych porad czy zaleceń co do stosowania konkretnych zabezpieczeń dla poszczególnych zakładów. Do zadań prowadzącego zakład należy identyfikacja możliwych zagrożeń i zastosowanie środków zaradczych.
To już jest serio absurdalne. Dla wszystkich są zalecenia, ale dla nas nie? Tyle autonomii… Szkoda, że nie uwzględniono jej np. w projekcie rozporządzenia sanitarnego dla salonów (klik). Konkretna powierzchnia stanowiska do sterylizacji i koniec. Wyburz sobie ścianę najwyżej albo zmień lokal, jeśli nie masz miejsca.
6. Postulat zmiany obowiązującego prawa w kierunku zaostrzenia ograniczeń w świadczeniu usług powinien zostać skierowany do organu centralnego właściwego do wydawania powszechnie obowiązujących przepisów w tej kwestii – Ministra Zdrowia.
Z uwagi na brak możliwości indywidualnego reagowania na zgłoszenia poruszające powyższe kwestie, z dniem 19.03.2020 r. pracownicy PSSE w m.st. Warszawie obsługujący pocztę elektroniczną nie będą udzielali odpowiedzi zwrotnych a pracownicy infolinii będą odsyłać do niniejszego komunikatu.
Podsumowując, my nic nie możemy, piszcie sobie do ministra i nie zawracajcie nam głowy. Na Wasze pytania nie będziemy odpowiadać.
Ok, rozumiem, że mają mnóstwo ważnych spraw na głowie, ale kurcze… Salony się same zamykają, oddają zapasy maseczek i środków dezynfekcyjnych do szpitali. Serio nie zasługujemy na marny komunikat, zamykajcie/ nie zamykajcie + stosujcie się do konkretnej instrukcji? Przecież jest nas naprawdę dużo!
Jeden mały komunikacik i mnóstwo maili/telefonów mniej. Może warto zaryzykować?
Takie działania instytucji państwowych (+ niewielka pomoc finansowa) za chwilę doprowadzą do tego, że salony się pootwierają i jedno z ogniw zapobiegania rozwojowi epidemii zostanie przerwane. Nie chcę snuć czarnowidztwa, rozsiewać negatywnych emocji. Wczoraj obiecałam sobie, że skupię się na pozytywach (właśnie powstaje obszerny artykuł o pomysłach na konstruktywne zagospodarowanie wolnego czasu), ale jak czytam coś takiego, to mnie po prostu telepie.
Znów jesteśmy „niczyje”, nikt się nami nie interesuje. Zamiast wskazówek, pomocy, jak zwykle wymagania. To chyba nie powinno tak wyglądać…
P.S. Przypominam, że kilka dni temu wysłałam zapytania w tej sprawie do następujących instytucji:
- Ministerstwo Rozwoju,
- Ministerstwo Zdrowia,
- Główny Inspektorat Sanitarny.
Nadal nie otrzymałam odpowiedzi.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w BAZIE WIEDZY.