W podziękowaniu za ogrom wsparcia, jakie od Was otrzymałam postanowiłam zdradzić co nieco smaczków dotyczących mojego występu w Dzień Dobry TVN! Jesteście ciekawe jak wygląda praca telewizji od zaplecza? Zapraszam!

Jak to się stało, że wylądowałam w Dzień dobry TVN?

Warto zacząć od tego skąd w ogóle wzięłam się w telewizji. Dla Ciebie będzie to o tyle cenna informacja, że możesz ją wykorzystać w promocji swojego gabinetu. Nie ma co ukrywać, że występ w mediach oznacza, że więcej ludzi dowie się o Twoim istnieniu. Jeśli dobrze wykorzystasz ten kapitał, te osoby mogą stać się w przyszłości Twoimi klientami!

Wszystko zaczęło się od tego, że w tydzień temu w piątek dostałam wiadomość od redaktorki DD TVN. Niestety, akurat w ten weekend postanowiłam sobie zrobić mały odwyk od czytania wiadomości 🙂 Odczytałam ją dopiero w poniedziałek. Najpierw stanęło mi serce, a później pomyślałam, że sprawa już pewnie dawno nieaktualna. Postanowiłam jednak dopytać o szczegóły. Gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję, że to już naprawdę nieaktualne – zdjęłoby to ze mnie ciężar decyzji, która była bardzo trudna. Z jednej strony to ogromna szansa, z drugiej ogromny stres, któremu przecież mogę nie podołać…. Okazało się, ze pani redaktor jest nadal zainteresowana moją obecnością – zależało jej na tym, żeby mieć osobę z branży kosmetycznej.

dzień dobry tvn
To screen z programu. Jeśli chcesz zobaczyć moje wystąpienie, w dalszej części tekstu znajdziesz link.

Dlaczego zdecydowałam się wystąpić?

Jest kilka powodów. Przede wszystkim było to dla mnie ogromne wyróżnienie. Nie dostałam tego zaproszenia z przypadku. Od wielu lat zajmuję się tematyką przepisów regulujących funkcjonowanie gabinetów kosmetycznych. Prawnikiem oczywiście nie jestem, więc robiłam to bardziej od strony dziennikarsko – publicystycznej. Kiedyś pracowałam w dużym branżowym portalu i od tego wszystko się zaczęło. Później były kolejne publikacje w czasopismach branżowych i na blogu. Okazało się, że moje spojrzenie na tą sprawę, które prezentowałam w wielu artykułach na ten temat, było na tyle ciekawe, że wydawałam się dobrym rozmówcą. Oczywiście nie bez znaczenia było również to, że z wykształcenia jestem kosmetologiem i na co dzień współpracuję z wieloma gabinetami kosmetycznymi.

Jednym słowem zaprocentowało to, że od wielu lat dzielę się swoją wiedzą, przemyśleniami i doświadczeniami. Ciebie również do tego gorąco zachęcam!

Nie ukrywajmy, czas antenowy w ogólnopolskich mediach kosztuje krocie. Dla mnie zupełnie nie miałoby sensu (nawet gdyby było mnie na to stać) reklamować się w ten sposób. Znacznie skuteczniej i taniej reklamować się wprost do swojej grupy docelowej. Tak czy inaczej ciężko zaprzeczyć, że pojawienie się na antenie popularnego programu telewizyjnego sprzyja budowaniu rozpoznawalności i pracy nad eksperckim wizerunkiem. Obecność w mediach uwiarygadnia nas jako specjalistów (o ile oczywiście dobrze wypadniemy 😉 ) przez co nasi potencjalni klienci są bardziej skłonni nam zaufać. Jeśli otrzymujesz możliwość wypowiedzenia się bez konieczności ponoszenia kosztów, głupotą byłoby odmówić.

Kolejnym, choć wcale nie mniej istotnym powodem była waga całej sprawy. Wspominam jednak o tym na końcu, bo w momencie, w którym dostałam zaproszenie jeszcze nie wiedziałam czego będzie dotyczyła rozmowa. Kiedy już się dowiedziałam uznałam, że tym bardziej powinnam się zdecydować.

Jakiś czas temu podjęłam decyzję, że znaczącym elementem mojej zawodowej działalności będzie edukacja osób pracujących w branży kosmetycznej. Wyobraź sobie, że masz klientkę z trądzikiem. Zaproponujesz jej zabieg, czy sprzedasz puder? To dla mnie analogiczna sytuacja. Mając wiedzę stosowną do tematu i otrzymując taką propozycję, powinnam zdecydować się na zabieg-występ. To uczciwa postawa wobec osób, które zdecydowały się mi zaufać.

Jeśli mogę realnie pomóc z poważnym problemem, to po prostu powinnam to zrobić. Gdybym stchórzyła i ograniczyła się do pisania Wam jak to cudownie promować swój gabinet, to byłoby trochę jak ten puder, który zamiast zmieniać rzeczywistość, po prostu ukrywa niewygodne fakty. Sama obecnie nie pracuję w gabinecie. Koncentruje się wyłącznie na działalności edukacyjnej i marketingowej. Kolokwialnie rzecz mówiąc, mogłam po prostu olać temat – w końcu to nie moja sprawa. Wiem jednak, że to bardzo ważny, palący wręcz problem. Wiem również jak trudno często podzielonym i rozproszonym specjalistom z branży kosmetycznej zabrać głos. Tak, żeby był on naprawdę słyszalny. To wiąże się z ogromnymi funduszami (np. artykuły czy materiały w mediach), których nie mamy. W tej sytuacji nie mogłam odmówić!

Jak wyglądały moje przygotowania?

Miałam na nie naprawdę mało czasu. Żeby w czwartek rano stawić się w studio, musiałam w środę w południe wyjechać do Warszawy. Żeby na spokojnie dotrzeć, „ogarnąć się”… Decyzja zapadła w poniedziałek wieczorem. Miałam więc tak naprawdę ok. 2 dni.

Dwa dni na ogarnięcie bieżących spraw, które częściowo musiały zostać zawieszone, na przygotowanie merytoryczne, logistyczne no i takie typowo babskie… Całe wtorkowe popołudnie spędziłam w galerii handlowej na poszukiwaniach jakichś wyjściowych ciuchów w moim rozmiarze, który od momentu zajścia w ciążę (czyli jakieś 2,5 roku temu) znacząco się rozszerzył 😉

Całe szczęście, że naprawdę wiele razy „mieliłam” ten temat. Nie musiałam więc za bardzo rozszerzać wiedzy, a jedynie przygotować sobie odpowiedzi na pytania, które mogą paść. Jakie to pytania? To akurat nie było trudne do przewidzenia. Jakie zabiegi można wykonywać w gabinecie kosmetycznym, co z przerywaniem ciągłości skóry… Te kwestie pojawiają się w zasadzie w każdej dyskusji na ten temat. Odświeżyłam sobie znajomość przepisów. Bardzo pomogły mi też Wasze wskazówki na grupie. Oczywiście większości z nich nie wykorzystałam, ze względu na czas trwania rozmowy, ale miałam w zanadrzu i takie odpowiedzi.

Jedna bliska mi osoba doradziła mi, żeby przećwiczyć sobie wypowiedzi nagrywając się na telefon. To była świetna rada! Po takiej sesji wiedziałam, że kluczem do dobrego przygotowania jest właśnie ćwiczenie do znudzenia odpowiedzi na różne pytania. I tak sobie w myślach ten wywiad przerobiłam chyba ze 100 razy w różnych wariantach 🙂

Na chwilę przed odlotem…

Pierwszym bardzo stresującym momentem była chwila, w której czekałam na dworcu w Katowicach na pociąg. Dopiero wtedy poczułam, że to dzieje się naprawdę! Drugim takim kryzysem było przeczytanie kilku wypowiedzi na grupie, które sugerowały, że mój udział w programie ma na celu przedstawienie nas w negatywnym świetle. Tzn. że sprawa jest ogólnie z zasady przegrana. Przyznam szczerze, że to trochę wybiło mnie z rytmu, ale wiecie co? Pomyślałam sobie, że przecież ja nie występuję w roli oskarżonego. Nie mam nic na sumieniu. Mam tylko wyrazić swoją opinię na ten temat. Opinię w którą wierzę i której się nie wstydzę. Czego w takim razie miałabym się bać. Prawdy? Jestem z natury idealistką i uważam, że uczciwość zawsze procentuje. Postanowiłam się trzymać właśnie tej myśli 🙂

Moim największym sprzymierzeńcem, jeśli chodzi o takie typowo psychiczne przygotowanie, był czas. Myślą, która trzymała mnie w pionie przez cały ten czas był fakt, że całe to wystąpienie będzie trwało zaledwie kilka minut. To nie jest matura, egzamin na prawo jazdy… To zaledwie kilka minut maksymalnej mobilizacji! Spinam się na te 5 minut i wygrywam. Nie spinam się i przegrywam. To drobne 5 minut, które decyduje o wszystkim. Chyba właśnie to najbardziej mi pomogło.

Jak to wygląda od kuchni/od zaplecza 😀

Żeby wystąpić o 8.20 musiałam wstać o 5.50. Szybki prysznic, śniadanie i do studia. Na szczęście z hotelu do siedziby DD TVN miałam bardzo blisko. Miałam się stawić na 7.30, żeby się pomalować, uczesać. Zaraz po przyjściu Panie zaprosiły mnie na make-up. Dopiero po jakichś 5 minutach zorientowałam się, że po mojej lewej stronie siedzi Daria Ładocha, a po prawej Andrzej Sołtysik! To było naprawdę niesamowite przeżycie! Atmosfera w studio była bardzo przyjazna, wręcz domowa. Z jednej strony czułam jakbym była właśnie u znajomych, a z drugiej strony widziałam obok siebie znane osoby. To naprawdę nierealistyczne doświadczenie. Żeby się nie nakręcać (i nie generować zbędnego stresu) starałam się zbytnio tego nie analizować. Nie jestem żadnym ekspertem od relaksacji, czy medytacji. Zupełnie nie mam na ten temat wiedzy, ale powiem Wam szczerze, że chyba podświadomie zadziałał we mnie jakiś taki mechanizm. Słyszałam gdzieś o tym, że właśnie podczas medytacji człowiek czuje się tak bardzo mocny w środku i obserwuje otaczającą go rzeczywistość, zupełnie bez emocji, ocen. Właśnie czegoś takiego doświadczyłam. Czułam niesamowitą koncentrację. Wiedziałam co mam powiedzieć. Wiedziałam, że będę mieć bardzo mało czasu i moim zadaniem jest po pierwsze dobrze wypaść (nie jąkać się, nie zwiesić), a po drugie powiedzieć to, co mam do przekazania.

Co mnie zaskoczyło?

Przede wszystkim to, że zupełnie inaczej wyobrażałam sobie studio oglądając program w telewizji. Wydawało mi się, że są to jakieś oddzielne pomieszczenia. W rzeczywistości jest to jedno ogromne pomieszczenie. Mniej więcej połowa to zaplecze – stolik osób, które wszystkim kierują, make-up i kanapa, którą czasem widzimy w telewizji. Właśnie tam siedziałam w oczekiwaniu na wejście. Druga część to ta, która jest na wizji, czyli słynna, główna kanapa i to dodatkowe miejsce, gdzie czasami prezentowane są jakieś stroje, gadżety. Do tej pory nie mam pojęcia jak to działa, ale w tej części zapleczowej wszyscy uwijali się jak mrówki, były (wprawdzie ciche, ale jednak) rozmowy, a zaraz obok był kręcony na żywo program i nie było zupełnie nic słychać. Przed kamerami tego, co jest na zapleczu i na zapleczu tego, o czym rozmawiają prowadzący z zaproszonymi gośćmi.

Drugą rzeczą, która mnie zaskoczyła był duży luz panujący w studio. Gdzieś może z filmów taka stacja telewizyjna kojarzyła mi się z chaosem, pośpiechem, nerwami… Tam każdy wiedział co ma robić, zajmował się swoją działką, wszystko grało jak w zegarku. Było miło i sympatycznie 🙂 Przyznam szczerze, że inaczej to sobie wyobrażałam, ale jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona! 🙂

Tuż przed wejściem na antenę…

Do momentu puszczenia materiału siedziałam na wspomnianej zapleczowej kanapie. Był również mój rozmówca, pan doktor i tak sobie już rozmawialiśmy poza anteną. Pan doktor na wizji był poważny, ale przed programem naprawdę miło nam się rozmawiało. To bardzo sympatyczna i profesjonalna osoba. Fakt, różniliśmy się poglądami, ale wszystko w atmosferze wzajemnego szacunku. Na reklamach przed materiałem poprzedzającym podpięto nam mikrofony. Dopiero w momencie, w którym poszedł materiał (wszyscy pewnie widzieli jego przesłanie, chyba nie muszę komentować…) zaproszono nas na kanapę. Prowadzący starali się rozładować atmosferę i już podpytywali nas o niektóre kwestie.

Na antenie!

Tu Wam za wiele nie powiem, bo szczerze mówiąc nic nie pamiętam… 🙂 Gdyby nie fakt, że mam to na nagraniu, to pewnie nadal nie wiedziałabym, co mówiłam 😉 To pewnie wina ogromnego stresu. Szczerze mówiąc jednak już tam na kanapie nie czułam się jakaś sparaliżowana nerwami. Cały czas koncentrowałam się na tym co chcę powiedzieć i tylko czekałam na moment, w którym odpalę swój słowotok 🙂 Traktowałam to bardziej jako wyzwanie, niż jako coś przytłaczającego i powiem Wam szczerze – nie mam pojęcia skąd mi się wzięło takie podejście. Z natury jestem osobą raczej obserwującą, analizującą niż wychodzącą na pierwszy plan. Dziś śmiałam się nawet z moją przyjaciółką ze studiów, że jak było coś do załatwienia w dziekanacie, to ja zwykle dziwnym trafem zawsze byłam z tyłu, więc siłą rzeczy ona wchodziła pierwsza i mówiła. Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło, ale podoba mi się to! 🙂 Mam nadzieję, że znajdę jakiś powtarzalny sposób na uruchamianie w sobie takiej mobilizacji, bo to naprawdę przydaje się w życiu…

Jeśli jeszcze nie widziałaś mojego wystąpienia, możesz nadrobić TUTAJ (przekierowanie na stronę Dzień dobry TVN).

Po nagraniu…

Nie było łatwo, ale udało mi się zrobić zdjęcie z prowadzącymi. Nie to, żeby nie chcieli, ale wiadomo, to jest program na żywo i ciężko znaleźć czas na takie rzeczy.

Spotkałam również ponownie (już z większą porcją odwagi) panią Darię i również udało się uwiecznić ten moment. To bardzo miła i pozytywna osoba!

Po dopełnieniu kilku formalności wyszłam ze studia. Zobaczyłam ok. 10 smsów, kilkanaście wiadomości na Messengerze i kilkadziesiąt powiadomień na Facebooku… Zrobiłam jeszcze pierwszego w moim życiu liva spod studia. Planowałam to wcześniej, ale byłam ciekawa czy ostatecznie dam jeszcze radę po tych emocjach.

Czujecie, ja się bałam zrobić liva jeszcze jakieś 2 tygodnie temu! A wylądowałam w TV… Do tej pory w to wszystko nie wierzę… I jak sobie teraz o 23.00 piszę ten artykuł w ulubionym dresiku przy zabałaganionym biurku to naprawdę ciężko mi uwierzyć, że wczoraj byłam w ogólnopolskiej telewizji! To pewnie po części normalne, ale to też chyba wina tego mojego podejścia – z dystansem. Trochę sobie pluje w brodę, że tego tak nie przeżywałam, nie ekscytowałam się. Wyszło mi to na dobre, ale w konsekwencji takiego podejścia w sumie zupełnie nie wierzę w to co się stało…

Zaczęłam czytać te wiadomości. WSZYSTKIE pozytywne! Nie wiem jak na innych grupach, szczerze mówiąc nie miałam nawet czasu tego sprawdzić, ale jestem pod ogromnym wrażeniem! Starałam się przygotować na krytykę. Myślałam, że nie ma szans wystąpić tak, żeby wszyscy byli zadowoleni, że pewnie usłyszę jakieś gorzkie słowa, z którymi będę się musiała zmierzyć… Nic takiego nie miało miejsca i za to jestem Wam naprawdę przeogromnie wdzięczna! Wiadomo poszło ok, więc opinie są pozytywne. Jednak zawsze można szukać dziury w całym, czepiać się szczegółów… Nic takiego mnie nie spotkało i to tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłam! Że mam na pokładzie naprawdę świetne kobiety, które zasługują na 200% wsparcia!

Zarówno przed programem (wsparcie, trzymanie kciuków, rady) jak i po (gratulacje) otrzymałam w sumie 1676 lików i serduszek oraz 379 komentarzy na grupie i na Facebooku! Dla osób znanych, dla dużych marek to pewnie nic takiego. Ale dla mnie, tej dziewczyny w dresiku to jest zupełnie nie do ogarnięcia! Mam teraz takiego kopa do działania, że właśnie w piątek o 23.00 piszę dla Was już piątą stronę artykułu! 😉 Pomyślałam, że może część z Was jest ciekawa jak to wszystko wygląda „od zaplecza”.

Powrót do rzeczywistości

Po wyjściu ze studia, lekturze wiadomości i telefonach do kluczowych w moim życiu osób wróciłam do hotelu i komentowałam z Wami całą sprawę. Spotkałam się jeszcze z internetową znajomą, która dopiero zaczyna swoją przygodę z nowym biznesem i udzieliłam jej kilku wskazówek.

Powrót, jak przystało na telewizyjną gwiazdę ;P miałam iście królewski! Tzn. stałam w pociągu w korytarzu pod toaletą, bo już nie było miejscówek na najbliższy pociąg 😀 Nie chciałam dłużej czekać, bo to była pierwsza noc mojego syna bez mamy…

Jak wróciłam do domu wreszcie poczułam się u siebie. Tak jak wczoraj, przedwczoraj… Zupełnie tak, jakby tej przygody nie było. Była i wydaje mi się, że udało mi się dorzucić małą cegiełkę w słusznej sprawie. Jestem z tego bardzo dumna! Jeszcze bardziej jestem jednak dumna z tego, że dałam radę przełamać własne ograniczenia! Że zrobiłam coś, o czym jeszcze 2 tygodnie temu nie śmiałabym nawet marzyć. Naprawdę warto realizować swoje marzenia! Bardzo gorąco Was do tego zachęcam!

Dziś tak zupełnie prywatnie i zapleczowo, ale w najbliższym czasie odniosę się jeszcze na pewno do sprawy w bardziej merytorycznej formie! Śledźcie aktualności!

podrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznym