Nie chciałabyś zostać pożarta przez e-booka, prawda? Przeczytaj historię kobiety, która nie uniknęła tego smutnego losu…
Często pytacie mnie o to, czy można kupić moje produkty w klasycznej, książkowej wersji – zawsze odpowiadam, że nie można i podrzucam kilka słów wyjaśnienia. Jako że pytanie powtarza się naprawdę często, postanowiłam się z nim brutalnie rozprawić na łamach bloga!
Dlaczego w sklepie Gabinetu od zaplecza nie ma NORMALNYCH książek?!
Ano dlatego, że i mnie, i Wam się to kompletnie nie opłaca. Nie ma drugiego dna, szczytnych idei… O wszystkim decydują pieniądze 😉 Na swoje usprawiedliwienie powiem, że troszczę się nie tylko o własne, ale również Twoje pieniądze!
Musisz wiedzieć, że moje e-booki choć wartościowe (że tak polecę skromnością), to jednak nie znajdą wielu odbiorców. Dlaczego? Każda NORMALNA (bo tak zwykło się o nich mówić) książka z Empiku to pozycja skierowana do „wszystkich”. Oczywiście pisząc zawsze coś mamy jakąś grupę docelową, ale generalnie każdy może kupić i przeczytać kryminał, książkę kucharską czy przewodnik po Tatrach.
Z moimi e-bookami jest inaczej. Nie dość, że są skierowane wyłącznie do osób działających w branży kosmetycznej, to jeszcze nie do wszystkich. Większość oferowanych przeze mnie pozycji to lektury dla właściciela lub managera gabinetu. Manager raczej nie wyłoży z własnych środków, więc trzeba być właścicielem lub osobą mającą zamiar otworzyć własny gabinet.
Jakby tego było mało, trzeba jeszcze mieć czas i chęci do zdobywania nowej wiedzy w obszarze marketingu i zarządzania gabinetem. Trzeba również aktywnie korzystać z internetu i Facebooka, bo głównie w tych obszarach działam.
Z kilkunastu milionów potencjalnych kupców książki kucharskiej wylądowałyśmy w punkcie, w którym szukamy:
- osoby działającej w branży kosmetycznej,
- właściciela/managera gabinetu lub osoby, która za chwilę otwiera działalność,
- osoby z chęcią do nauki i rozwoju,
- osoby aktywnie udzielającej się w sieci,
- i tu nowość: osoby mającej fundusze na edukację, czyli dodatkowo trzeba mieć jeszcze trochę grosza na dodatkowe wydatki.
Tak mała grupa docelowa automatycznie oznacza bardzo niewielki nakład (ilość wydrukowanych egzemplarzy) książki. Mało egzemplarzy = ogromne koszty.
Koszty, koszty i jeszcze raz CZAS!
I nie chodzi o same koszty druku. Trzeba jeszcze zrobić profesjonalny skład, przygotować pliki do druku… Znam się na wielu rzeczach, ale to niestety przekracza moje możliwości intelektualne 😉 Trzeba by to było komuś zlecić, a to są kolejne koszty i CZAS. Od momentu postawienia ostatniej kropki w e-booku, do momentu opublikowania go w sklepie mija w praktyce jeden dzień, który poświęcam na obróbkę graficzną, wygenerowanie pliku, zrobienie opisu… W wersji drukowanej byłoby to kilka tygodni! Gdybym coś napisała i miała czekać z publikacją tego kilka tygodni, to chyba bym osiwiała 😉
I warto dodać, że nie jest to oczekiwanie bierne – musiałabym w tym czasie załatwiać naprawdę mnóstwo spraw, przez co nowe pozycje wychodziłyby znacznie rzadziej.
Dalej o kosztach. Papierową książkę trzeba zapakować, wysłać… Trzeba również gdzieś to wszystko magazynować. W SKLEPIE gabinetu od zaplecza jest w tej chwili ok. 30 e-booków (pakietów nie liczę). Nawet w opcji minimum (po 200 sztuk) robi się z tego 6000 książek! To zdecydowanie nie zmieści się za wersalką! 😉
Podsumowując te wszystkie koszty, każdy e-book musiałby kosztować razem z wysyłką ok. 50 zł więcej! Pytanie: po co? Żeby postawić sobie na półce?
Nie chcę nikomu sprawiać przykrości. Sama bardzo lubię papierowe książki, ale tak czysto praktycznie, pomiędzy papierową książką, a e-bookiem różnica jest głównie natury „sentymentalnej”. Jeśli jedynym argumentem ma być stawianie papierowej książki na półce po to, żeby zbierała kurz, to ja jednak wybieram rozwiązanie bardziej praktyczne.
O kobiecie, którą pożarł e-book!
Zmartwię Cię – nie znam takiej kobiety 😉 E-booki nie gryzą – po prostu! Dlaczego użyłam takiego określenia? Wiele osób nadal podchodzi do e-booków jak pies do jeża. Bardzo mi się podoba, super, ale czy mogę papierową książkę? Nie? A to dziękuję. Tak jakby e-booki gryzły albo roznosiły jakieś choroby… 😉
Jeśli chcesz czytać na papierze, wciśnij po prostu „drukuj” i masz papier. Wszystkie moje e-booki są w plikach pdf, które czyta każde urządzenie – nie trzeba mieć specjalnych czytników. Wszystkie są robione w formacie A4, więc nie trzeba zupełnie nic dostosowywać, żeby sobie taki e-book wydrukować. Można czytać na telefonie, tablecie, komputerze… Można kliknąć „drukuj” i czytać na papierze. Jeśli nie lubisz latających kartek, możesz wybrać się do pierwszego lepszego xero i wydać polecenie: „bindujemy”! Taka przyjemność kosztuje ok. 3-5 zł, a w gratisie można poczuć się jak na studiach! 😀 Nie wiem jak Ty, ale ja sporą część studiów spędziłam w kolejce do xero 😉
Jeśli nie masz drukarki, to również można sobie wydrukować w xero lub gdzieś „po znajomości”. Przy drukarce laserowej kilkadziesiąt stron to naprawdę niewielkie koszty, szczególnie jeśli porównamy je z ok. 50 zł oszczędności w stosunku do wersji papierowej.
Ustaliłyśmy już, że e-booki nie gryzą, pora wymienić ich zalety!
Po takim wydrukowanym e-booku możesz sobie mazać do woli, zakreślać, robić notatki – bez wyrzutów sumienia, że „profanujesz książkę”. Za kilka miesięcy możesz wcisnąć „drukuj” kolejny raz i podejść do lektury ponownie, na świeżo, robiąc nowe notatki. E-booka możesz czytać w dowolnym miejscu – w kolejce do lekarza, czy do kasy w sklepie – możesz go mieć w swoim smartfonie, dzięki czemu zawsze jest pod ręką.
Do wielu e-booków dołączam ćwiczenia, listy kontrolne – są to rzeczy, z których możesz korzystać wiele razy! Czytać na komputerze i robić notatki na papierze lub drukować e-booka dowolną ilość razy i po nim sobie mazać. Weźmy np. taką listę kontrolną Organizuję urodziny gabinetu. Organizujesz je pewnie co roku i co roku możesz sobie wydrukować świeżą listę do odhaczania. Z papierową pozycją nie byłoby to możliwe.
Podsumujmy. Dzięki temu, że oferuję e-booki, a nie książki drukowane:
- cena może być znacznie niższa,
- nowe pozycje pojawiają się częściej,
- mam więcej czasu na tworzenie bezpłatnych artykułów na bloga, z których może korzystać każdy.
Korzyści dla Ciebie:
- możesz czytać w każdej chwili bez konieczności dźwigania ciężkich książek,
- możesz wydrukować e-booka i pisać po nim bez żadnych skrupułów,
- możesz wielokrotnie korzystać z tych samych materiałów.
Czy e-booki to „gorsze” siostry książek papierowych?
Nie wiem jak Ty, ale ja kupując książkę czy e-booka szukam głównie wiedzy. Nie kupuję stosu zadrukowanych kartek, ale możliwość skorzystania z doświadczenia autora. W tym kontekście naprawdę nie ma różnicy czy wiedza ta jest wydrukowana, czy jeszcze nie.
Owszem, kiedyś było tak, że książki mogli pisać ludzie mający pewien dorobek, powszechny szacunek. Taki autor musiał zostać doceniony przez ekspertów z wydawnictwa i dopiero wtedy mógł dzielić się ze światem swoimi przemyśleniami. Książka oznaczała prestiż. Dziś profesjonalny druk jest tak szeroko dostępny, że własną książkę może wydać absolutnie każdy, kto dysponuje odrobiną gotówki. To, że coś jest wydrukowane, nie oznacza automatycznie, że jest wartościowe.
Znacznie ważniejsze jest doświadczenie i zaufanie do autora. Obecnie coraz więcej autorów, którzy tworzą książki w formie elektronicznej lub papierowej, dodatkowo publikuje w internecie. Właśnie po to, żeby pokazać, ile jest warta jego wiedza. Przed zakupem mojego e-booka możesz przeczytać kilkaset darmowych artykułów opublikowanych na moim blogu. W płatnych e-bookach jest oczywiście znacznie więcej wiedzy na wyższym stopniu wtajemniczenia, ale już po darmowych materiałach jesteś w stanie stwierdzić, czy wiem, o czym piszę i czy warto mi zaufać.
Wydaj coś na papierze, bo to lepiej wygląda…
Wiele osób namawia mnie: wydaj coś na papierze, bo to +200% do prestiżu. Pewnie trochę racji w tym jest, ale ja naprawdę wolę skupić się na konkretach niż ekscytować się czymś, o czym wiem, że wcale nie jest szczególnym osiągnięciem. Pisałam Ci już, że do wydania własnej książki potrzeba obecnie jedynie odrobiny gotówki. Gdybym szczyciła się faktem, że oto JA wydałam swoją książkę i od dziś mogę ją sobie stawiać na kominku, to nie czułabym się z tym dobrze. Poza tym nie mam kominka 😉
Żeby było jasne: nie krytykuje faktu wydawania książek na papierze, ale robienia tego tylko po to, żeby dodać sobie prestiżu 😉
Oczywiście nie wykluczam, że kiedyś zmienię zdanie i faktycznie coś wydrukuję, ale tylko wtedy, gdy będzie miało to jakieś konkretne biznesowe uzasadnienie. Druk dla samego druku, mocno zawyżający cenę produktu jest w tej chwili dla mnie zupełnie nieracjonalny.
Sama tak robię i Ciebie również do tego zachęcam: organizuj swoją pracę tak, żeby było Ci wygodnie. Klienci są bardzo ważni – to dzięki nim możemy pracować, ale działając wbrew sobie, w rzeczywistości sabotujesz swoją pracę. Gdybym pół dnia spędzała na dopinaniu terminów, pakowaniu paczek itd., nie miałabym czasu na własny rozwój, który przecież jest niezbędny w przypadku dzielenia się wiedzą z innymi, tworzenie darmowych artykułów, kolejnych e-booków. Ostatecznie więc odbiłoby się to czkawką nie tylko mnie, ale również osobom, które korzystają z moich porad. Warto szukać rozwiązań kompromisowych, które zaspokoją Twoje potrzeby i jednocześnie będą oznaczały dodatkowe korzyści dla klientek. W moim przypadku jest to niższa cena, którą mogę proponować za płatne produkty oraz dodatkowy czas na tworzenie nowych, bezpłatnych materiałów! 🙂
Wszystkie moje e-booki znajdziesz w sklepie Gabinetu od zaplecza TUTAJ 🙂