Kto śledzi uważnie moje publikacje w mediach społecznościowych wie, że z okazji 3. urodzin Gabinetu od zaplecza postanowiłam zrobić sobie kilka zdjęć do celów promocyjnych. Piszę o tym, bo:

  • czasami fajnie opublikować coś z przymrużeniem oka,
  • z materiałów „zakulisowych” można wyciągnąć sporo ciekawych wniosków, dzięki czemu uczymy się na cudzych błędach zamiast na własnych,
  • chcę się z Wami podzielić refleksją, że czasami bez dużego budżetu można zrobić naprawdę fajne rzeczy,
  • chcę Was zainspirować do kreatywnych form promocji Waszych gabinetów,
  • to w końcu jest Gabinet od zaplecza – warto czasami zajrzeć na zaplecze zaplecza! 😉

Skąd powstał pomysł na zdjęcia?

W dzisiejszym świecie królują obrazy – ciężko wypromować cokolwiek nie dysponując dobrej jakości zdjęciami czy grafikami. Oczywiście największe wrażenie zawsze robią autorskie materiały, czyli takie, w których jest odrobina nas samych.

Pomysł na zrobienie kilku zdjęć z okazji urodzin zrodził się kilka tygodni przed samymi urodzinami. Niestety, w związku z realizacją innych, pilniejszych projektów, temat zdjęć musiałam zostawić na ostatnią chwilę. Strasznie nie lubię i nie polecam działać w ten sposób, no ale niestety czasami nie ma innego wyjścia…

Podczas spontanicznej wizyty w markecie zaopatrzyłam się w niezbędne gadżety urodzinowe, tj. czapki, balony, gwizdki i takie tam 😉 Kluczowymi akcesoriami mojej sesji urodzinowej miały być jednak 2 inne elementy:

  • balon trójka – symbolizujący 3. urodziny bloga,
  • tort urodzinowy.

Główni aktorzy sesji

BALON trójka został przeze mnie bezczelnie skradziony z mojego prywatnego, urodzinowego zestawu. Przygotowując się do 39. urodzin mojego małżonka (w czerwcu), zakupiłam srebrne 39, różowe 30 (na własne urodziny w październiku) i niebieską 2 dla syna na luty! To jest planowanie z wyprzedzeniem! 😉 W tej chwili zostałam z różowym zerem, z którym będę świętować własną trzydziestkę. Okrągłe urodziny z balonem – zerem – to nie brzmi optymistycznie, ale czego się nie robi dla własnej firmy…

TORT. Przyznam Wam się szczerze, że nie cierpię tortów. Nie cierpię ciast wszelkiej maści, no może znajdą się ze 3 które lubię, ale ogólnie im więcej dobroci (kremy, bita śmietana, galaretki, bakalie) tym gorzej z mojego punktu widzenia. Wizja zamawiania urodzinowego tortu była kusząca, ale wizja wyrzucania go do śmieci już mniej, dlatego zdecydowałam się na opcje kompromisowo-ekologiczno-oszczędnościową, mianowicie zakup kawałka ciasta w Biedronce. Ciasto się nie zmarnowało, zostało podarowane i zjedzone – wszystko zostało w rodzinie 😉

PRAKTYCZNA WSKAZÓWKA! Jeśli położyłaś tort na opalcowanym, czarnym talerzu, a następnie rozmamłałaś go widelczykiem i dopiero w tym momencie wpadłaś na pomysł, żeby zrobić mu zdjęcie – po prostu zrób zbliżenie! 😉

Prawda, że lepiej to wygląda? 😉

JA. Zrobiłam się na bóstwo! A jakże! Nie przewidziałam jednak, że podczas robienia zdjęć w cienkiej bluzeczce na mrozie (no może nie na mrozie, ale w lato taką pogodę można spokojnie nazwać mrozem) przeziębię się. Tzn. przeszło mi to przez myśl, ale stwierdziłam, że mimo to nie będę robić zdjęć w kożuchu…

Bo musisz wiedzieć, że przez kilka dni czekałam na ładną pogodę – w końcu urodziny to dość optymistyczna okazja, więc nie zaszkodzi odrobina słońca na zdjęciach. Czekałam, czekałam, a pogoda z dnia na dzień robiła się coraz gorsza… W ostatnim dniu, w którym musiałam już zrobić zdjęcia, żeby się w ogóle z czymkolwiek wyrobić było szaro, pochmurno, zimno i wietrznie – wprost idealna pogoda na sesję! 😀

Miałam nawet pomysł, żeby olać zdjęcia w plenerze i pojechać do fotografa, ale stwierdziłam, że to nie będzie to samo. Zdjęcia miały być w ładnych okolicznościach przyrody i będą, choćby zaczął padać grad!

Pierwsza część sesji

Odbyła się w domu – chciałam sama zdmuchnąć świeczkę. W końcu świętuję ja, a nie wiatr. Wiatr jednak również miał do odegrania swoją rolę, ale o tym za chwilę.

W moim profesjonalnym studio zdjęciowym znalazły się równie profesjonalne akcesoria – białe prześcieradło, wspomniane ciasto imitujące tort i balony z konfetti, które okazały się tak brzydkie, że ostatecznie nie ma ich na zdjęciach. No cóż, zakupy przez internet nie zawsze są trafione. Wiesz ile trzeba się namęczyć, żeby zrobić sobie ładne selfie z płonącym tortem-ciastem na tle starych drzwi zakrytych białym, podartym prześcieradłem? To się nazywa wyzwanie! 😉

Spontanicznie, a jakże! Wpadłam również na pomysł, żeby nagrać filmik z zaproszeniem! Oryginał możesz zobaczyć na mojej stronie urodzinowej. Tutaj umieszczam jedynie mały, kompromitujący making of! 😉

Druga część sesji, czyli wspomniany plener

Tutaj do akcji wkracza wiatr, który chociaż dewastował moją robioną w pocie czoła (w 5 minut prostownicą) fryzurę, to jednak doskonale operował balonem – trójką zawieszonym na wstążce z rocznicowego bukietu od męża. Tzn. w teorii, bo w praktyce nie wyglądało to tak różowo. Balon sobie latał jak chciał – generalnie żył sobie własnym życiem i nie przejawiał jakichkolwiek chęci do współpracy. Zazdroszczę wędkarzom, którzy łowili ryby w okolicy – naprawdę świetnie się bawili obserwując moje nierówne zmagania z wiatrem i balonem.

W końcu nawet balon się zmęczył!

Z resztą z tym balonem to w ogóle jest dziwna historia, bo podczas sesji nawiązała się między nami jakaś dziwna więź… 😉

Koniec końców udało się zrobić parę ładnych zdjęć i filmów, które miałyście okazje oglądać w ciągu kilku ostatnich dni, głownie na Facebooku i mojej stronie urodzinowej… Miałam jednak inspirować do własnych eksperymentów. Jeśli nadal nie czujesz się wystarczająco zainspirowana, przedstawię Ci podsumowanie kosztów mojej sesji, na wypadek gdybyś obawiała się, że nie stać Cię na takie eksperymenty.

Podsumowanie kosztów sesji:

  • drobne gadżety urodzinowe – ok. 15 zł,
  • tort-ciasto – 6 zł,
  • balon trójka – 8 zł,
  • prześcieradło – tło – ma ze 20 lat, więc ciężko stwierdzić,
  • leki na przeziębienie – 40 zł,
  • fotograf – absolutnie amatorski, po znajomości 🙂

No i tak – mogłabym zatrudnić profesjonalnego fotografa i zrobić sobie profesjonalną sesję w profesjonalnym studio zdjęciowym, ALE. w tym przypadku uznałam, że tak będzie naturalnie, WESOŁO I TAK PO PROSTU PO LUDZKU! Czasami lepiej zrobić nie najpiękniejszą, ale własną laurkę, niż kupić drogi prezent „bez duszy”. Poza tym wybierając taką drogę zaoszczędziłam co najmniej kilkaset złotych. Jasne, że nie na wszystkim warto oszczędzać, ale jeśli na czymś można i ma to jakiś większy sens, to dlaczego nie?

I jak, zrobisz coś podobnego u siebie? 😉

podrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznympodrecznik marketingu i zarządzania gabinetem kosmetycznym